Skala sukcesu rośnie, gdy zaczynają Cię zauważać także w innych państwach, a marka Uoga Uoga znana jest nie tylko w rodzimym kraju, ale taże w Polsce, Irlandii czy Niemczech.
Wiecie jaki jest największy mankament tych kosmetyków? Że tak mało swatchy tych produktów znajdziemy w polskiej blogosferze. Bo nie oszukujmy się, komu by się chciało wędrować po stronach litewskich czy niemieckich. A tutaj brak takich realnych maźnięć, kilku ujęć makijażu. Ale ratuje nas EkoDrogeria, która dała mi możliwość przetestowania produktów marki, Są one dostępne w ich sklepie, dlatego przy każdym produkcie znajdziecie opdowiedni odnośnik. Także ja już się o swatche postaram, tylko czytajcie do końca, bo…
Wtedy wchodzę ja, cała w Uoga Uoga.
Do wykonania tego makijażu potrzebowałam jeszcze kilku innych produktów, spoza oferty Uoga Uoga. Postawiłam na bazę kosmetyków, które dobrze znam i na których najczęściej pracuję. Uzupełnieniem będzie więc…
- korektor Maybelline i Catrice Camouglage – do zakrycia cieni pod oczami i niedoskonałości
- pomada do brwi Bell, którą testuję drugi miesiąc
- podkład, którego używam zawsze – Hean, Never be Better
- puder utrwalający – w tym przypadku była to mieszanka pudru z Lovely i Illamasqua
Makijaż pojawia się na poszczególnych zdjęciach w różnych ujęciach – tak jak wyżej, zbliżenie na oko, we fragmencie o rozświetlaczu policzek i tym podobne. Testowałam łącznie osiem produktów – dwie pomadki, błyszczyk, eyeliner, rozświetlacz, róż, tusz do rzęs i podkład – tego ostatniego nie będę jednak opisywać, bo na razie zaczęłam od małej odsypki. Za to recenzję pozostałych produktów znajdziecie poniżej…
Uoga Uoga
Błyszczyk do ust Nude
Pachnie tak delikatnie, że początkowo niewyczuwalnie. Dopiero po nałożeniu do naszego zmysłu powonienia dociera zapach jakby znany, jakby lubiany – słodki, tak bliski czekoladzie. Przypomina mi brownie z pomarańczą, czyli ciasto, które tak bardzo kojarzy mi się z okresem jesienno-zimowym, (na poprawę humoru lubiłam zaglądać do cukierni, co mnie troche zgubiło). Tak, dla mnie ten zapach to magnes na wspomnienia.
A o taki pigment żeśmy walczyły. Okropnie nie lubie błyszczyków, które kolor winny mieć, a na ustach stają się tak transparentne, jakby ogromnie się czegoś wstydziły i unikały ujawnienia. To dobre dla nastolatek, które cieszy sam fakt posiadania kosmetyków. Tutaj pigment jest delikatny, ale widoczny. Na tyle zauważalny, by elegancko wyrównać kolor warg. Całuśnie się zrobiło…
Kolor nieprzypadkowy. Szukałam czegoś, co mogłoby aspirować na nudziakowy zamiennik K*Lips z Lovely o nazwie Natural Beauty. Może nie do końca się udało, bo zamiennik to nie jest (jak tu zestawić pomadkę z błyszczykiem), ale efekt zamierzony osiągnęłam, bo celem było odkrycie jakiegoś produktu, co by sie nadawał do dziennych voyage’y. Z trwałością, jak na błyszczyk przystało, jest „tak se”. Zawsze trzeba mieć go pod ręką, a posiłki najlepiej ograniczyć – co swoją drogą w moim przypadku jest dobrym wyjściem. Chodzi o to, że lepka konsystencja właściwie nie ma prawa zostać z nami zbyt długo. Taki jednak jest urok błyszczyków, za coś je w końcu lubimy (a czasami nienawidzimy, jednak nie w tym przypadku).
Uoga Uoga
Pomadka Dangerous Blackberry i Nudeberry
Pozwólcie mi na chwilę narzekania – z tymi pomadkami miłości nie ma. To znaczy jest zauroczenie – ich kolorem i składem, ale na trwałość mogę się spokojnie obrazić. Wiem, że jest taka grupa kobiet, którym to ani trochę nie przeszkadza. Dla nich pomadki nie muszą być trwałe. ja wyznaję zasadę, że pomadka powinna utrzymać się przynajmniej do pierwszego posiłku – tutaj nie zawsze tak było. Formuła jest bardzo masełkowa i śliska – nie wysusza ust, ale przez to łatwo o starcie jej z warg. A ja lubię sobie pocmokać, napić się wody, czasami przez przypadek dotkę ręką twarzy.
Kolory są za to idealne, bo Blackberry w różnym oświetleniu zmienia się jak kameleon – czasami to kolor zbliżony do brązu, innym razem do soczystej śliwki. Za to Nudeberry jest ciekawym odpowiednim błyszczyka Nude, tyle że ciągła kontrola pod hasłem – jest na ustach, czy już nie ma – to mała udręka. Miłośniczki trwałości nie znajdą więc w niej sojusznika. Za to jeżeli zależy Wam na użyciu pomadki od święta, ale z dobrym składem – no to już wiecie gdzie celować.
No i ten skład! Opiera się na wosku pszczelim, olejku malinowym, makadamia i arganowym. Dodatkowo jest też ekstrakty z jagód, które są pełne witamin i kwasów owocowych. Może to tak duża ilość olejków nie jest dobrym rozwiązaniem jeżeli chodzi o trwałość?
Uoga Uoga
Eyeliner Black Drama
Żadna drama, tylko czarny majstersztyk. Może z pomadkami nie poszło tak, jak chciałam, ale ten eyeliner… Ze wszystkich produktów, to on est dla mnie największym zaskoczeniem i przypada mu nawet miano ulubieńca. Jest idealnym zastępcem czarnego eyelinera od Sigmy.
Dostępne w ofercie kolory są aż cztery: czarny, brąz, zieleń oraz granat. Zaczynam się zastanawiać, czy czasami do szczęścia nie potrzebuję też zieleni i granatu. Jeżeli tylko są tak mocno napigmentowane jak Black Drama, to mogłaby być z tego nowa miłość. Szkoda, że nie ma też koloru śliwkowego, to brałabym w ciemno.
Nie jest to produkt wodoodporny, ale jeżeli tylko nie będziemy ingerować w kreskę po aplikacji – utrzyma się do samego wieczora bez najmniejszych poprawek. Ten eyeliner służy mi nie tylko w dziennnym makijażu, bo udało mi się stworzyć nim także makijaż na halloween – był idealny do wyrysowania ciemnych linii. Nie jest zbyt suchy, nie jest też przesadnie rozcieńczony. Aplikowałam go już trzema różnymi pędzlami – bardzo cienkim, zakrzywionym do eyelinera i tym do brwi – za każdym razem pracowało mi się z nim bardzo dobrze. Pochwała również za aplikację na cienie – nie rozmazuje się na nich, ale też ich nie zmywa.
Uoga Uoga
Naturalny tusz do rzęs, Nets of the Night
Kolor czarny niczym noc to zasługa minerałów. Nets of the night to klasyczna mascara, ale tylko z pozoru – nie tylko barwi, ale jednocześnie pielęgnuje. W składzie znalazł się olejek rycynowy, który dla niejednej kobiety okazał się najlepszą i najzdrowszą odżywką na wzrost rzęs. U mnie efekt ten nie jest właściwie pożądany – taki mój los, że przyjmuję leki, których efektem ubocznym są rzęsy do nieba. A raczej do okularów, bo to strasznie nieznośna cecha, gdy włoski nieustanie ocierają się o szkła przeciwsłoneczne – a te noszę często, bo światłowstręt bywa równie nieznośny. Z racji tego potrzebuję dodatkowego wzmocnienia – po długie rzęsy wypadają jeszcze szybciej, niż rosną. Także sprawdzają się u mnie te drugie właściwości olejku rycynowego – pielęgnacja.
Spodziewacie się woodorponości? Nie, jej tutaj nie znajdziecie, ale opis mascary wywołał uśmiech na na mojej buzi. No bo spójrzcie sami: Tusz do rzęs nie jest wodoodporny, ale my, kobiety, mamy się uśmiechać, nie płakać! – i coś w tym jest moje drogie (lub moi drodzy). Nieszczególnie brakuje mi tej wodoodporności w tuszach – przy moich (nigdy) krokodylich łzach, to i najlepsze mascary nie podołały.
Lubię go uczuciem szczerym. Daje bardzo naturalny efekt, dobrze barwi rzęsy. Nie kruszy się w czasie dnia, nie odbija na powiece (ale zawsze dbam o dobre przypudrowanie). Zmywa się bez problemu, ale olejkiem – przy płynie micelarnym troszeczkę to trwa. Z tego, co udało mi się wyczytać, to Uoga Uoga ma w ofercie produkty do demakijażu, które dobrze sprawdzają się przy ich kolorówce. Możę jeszcze będę miała okazję to sprawdzić…
Uoga Uoga,
Naturally rozświetlacz MOON PATH
Rozświetlacz to coś, co kocha wiele kobiet, ale niewiele lubi jednak aplikować produkty na mokro. Ja lubię, nie ukrywam! Daje mi to mnóstwo frajdy i wśród moich kosmetyków zawsze znajdziecie rozświetlacze, róże i bronzery w formie sticków, czy w słoiczkach. To nie jest sposób dla każdego – wymaga sporo ćwiczeń i wprawy, ale efekt jest tego wart.
Rozświetlacz z Uoga Uoga nie jest produktem wegańskim, bo w składzie znalazł się wosk pszczeli. Aby uzyskać bardzo wyrazisty efekt, ale nieprzesadzony – trzeba się troszeczkę natrudzić, bo chwilkę to potrwa. Rozświetlacz nakłada się jednak łatwo – najlepiej robić to palcem albo odpowiednim pędzelkiem i stopniowo dokładać kolejne warstwy.
Kolor nazwałabym bardzo neutralnym, sprawdzi się przy większości karnacji, ale na pewno nie jest dla wszystkich. Moja buzia zalicza się do tych bardzo jaśniutkich, wręcz słowiańskich. W słoiczku kolor przypomina złoto, ale po nałożeniu trai ten swój wyrazisty odcień na rzecz neutralnego blasku.
Uoga Uoga,
Tint do ust i policzków 2w1 TENDER
Sprawa bardzo podobna, jak w przypadku rozświetlacza, jednak tutaj ta nietypowa formuła ma swoje uzasadnienie – to pordukt zarówno do makijażu ust, jak i policzków. Tak więc masełko z pigmentem jest jak najbardziej wymagane. Kolorów do wyboru jest 8 – ja wybrałam taki, który będzie nie tylko uniwersalny, ale sprawdzi się przy mojej karnacji. Pigmentacja – bardzo dobra, dlatego warto uważać, by nie przesadzić.
TENDER – to kolor na pograniczu brudnego różu i czerwieni. Bardzo zbliżony do koloru moich ust, za to na policzkach odrobinę się wyróżnia. Użycie go w obu przypadkach zapewnie spójność makijażu. I jego uniwersalność.
Gramatura taka sama, jak w przypadku rozświetlacza, słoiczek również ten sam – podoba mi się ten minimalizm i spójność. Uoga Uoga to kosmetyki organiczne. W składzie znajduje się między innymi olej arganowy, olej malinowy, olej macadamia, masło shea i wosk pszczeli.
Nr 604 / Pojemność 6 ml / Dostepny na EkoDrogeria
Pigmentacja kosmetyków zasługuje na uwagę. Z tych siedmiu produktów, najdelikatniejszy i wymagający powtórnej apliakcji jest… rozświetlacz. Ale to również jego urok – nie każdy lubi błyszczącą taflę na policzku. Ja zaxwyzazw lubię, ale to nie problem, bo moge uzyskać podobny efekt poprzez dodatkowe warstwy. Za to pomadki, pomimo nikłej trwałości mają bardzo mocny pigment – szczególnie wersja Blackberry. Tusz ma odcien bezgwiezdnej nocy i nawet błyszczyk rozpieszcza pigmentem. Najlepiej oddadzą to swatche wszystkich produktów…
|
SWATCHE: eyeliner Black Drama, tint pomadkaTender, rozświetlacz Moon Path, pomadka Dangerous BlackBerry i Nudeberry, blyszczyk Nude |
Miała być wielka miłość w przypadku pomadek, a odkryłam eyeliner, który wskoczył na podium. Tusz z założenia miał być „taki sobie”, a jego skład i formuła okazały się nieocenione, a jakże docenione. I to właśnie lubię w tej całej makijażowej zabawie – ciągłe zaskoczenia i niewielkie ograniczenia. Kreuję, bawię się i inspiruję innymi pracami. Poznaję nowe marki, szukam naturalnych perełek i macham pędzlem jak szalona. Uoga Uoga przekonała mnie do siebie, ale teraz pojawia się jedno pytanie…
Co będzie następne?