magazine
Z kawiarni do łazienki / kosmetykami GRUMS
Herbaty? Kawy? Preferuję obie opcje, a tę drugą szczególnie bardzo lubię… w łazience. To znaczy w kosmetykach, bo rzecz jasna – mowa o pielęgnacji. Fusy z kawy to najlepszy, naturalny peeling, który można podrasować dzięki drobnym dodatkom – wtedy mamy już produkt trochę premium. No i less waste. A teraz wyobraźcie sobie taką sytuację – siedzicie w duńskiej kawiarni albo odwiedzacie festiwal nieopadal miasta Aarhus. Pijecie tam pyszną, organiczną kawę. Tymczasem otrzymane z niej fusy – takie pachnące odpadki – wcale nie trafiaja na śmietnik, ale do…
… waszego peelingu GRUMS!
Duńskie produkty właśnie zawitały w Polsce, a dokładniej – znajdziecie je na stronie RUAH.store. Wspierać swoich należy, ale równie dobrze jest doceniać marki zza granicy, które niosą za sobą ważny przekaz. A ten brzmi mniej więcej tak: nie trzeba rezygnować z dobroci kosmetyków, by ratować naszą planetę. Te dwie rzeczy można połączyć, a pierwszym krokiem jest zmiana myślenia i… opakowań.
THIS PLASTIC IS FANTASTIC!
Szkło? Dobra alternatywa, ale tutaj jej nie zaznacie. Co powiecie na roślinny plastik, tworzony na bazie trzciny cukrowej? Opakowania te są idealne do recyklingu, inny jest także sposób ich wytwarzania. Szkło może i jest dobrym wyborem, ale w przypadku takich produktów, jakie oferuje GRUMS – cóż, chyba nie do końca byłoby to dobre rozwiązanie.
Nie jestem guru w temacie ekologicznych plastików, ale to, co udało mi się wyczytać o tego rodzaju plastiku, właściwie przekonało mnie o jego użyteczności. Jego produkcja nie zależy od ropy, której ilość jest już bardzo ograniczona. Taki plastik rozkłada się całkowicie i nie zawiera zbędnych chemikaliów, tak jak typowy plastik. A co szczególnie ważne – podczas rozkładu nie uwalnia do środowiska nic złego.
Żeby to jednak było wszystko – marka GRUMS przekazuje 1% dochodów na rzecz ratowania planety, a produkty mają proste, naturalne składy. Może się wydawać, że to po prostu chwyt marketingowy – eko, natural, w obronie planety. Jeżeli nawet tak jest – mają moje wsparcie! Bo na ile tylko mogę, to zrezygnuję z gigantów produkujących kosmetyki bez względu na szkody, jakie ponosi środowisko…
GRUMS / RAW ESPRESSO FACE SCRUB
W pielęgnacji twarzy rządzą u mnie peelingi enzymatyczne, nie ma co ukrywać! Ale to nie jest tak, że po te mechaniczne wcale nie sięgam. Problem polega na tym, że moja skóra jest bardzo delikatna, a stała się jeszcze bardziej kapryśna i wrażliwa od momentu przyjmowania leków. Łatwo o czerwone plamki, które przypominają pokrzywkę. Towarzyszy temu niemiłe uczucie pieczenia i ściągnięcia. Po co mi więc peeling mechaniczny?
Przede wszystkim – mam do niego słabość. Lubię czuć te drobinki, wykonywać delikatny masaż i widzieć efekty zaraz po zmyciu kosmetyku. Nawet przy takiej wrażliwej cerze, są miejsca, które potrzebują mocniejszego złuszczania i nie reagują źle na nieco drastyczniejsze pocieranie – mowa o brodzie, nosie i czole, czyli tak zwanej strefie T.
Najbardziej uważam w okolicach policzków i skroni, ale wystraczy jedynie, żebym zmniejszyła intensywność masażu i skróciła czas jego trwania. Peeling GRUMS nadaje się i do takiego złuszczania idealnie – ładnie radzi sobie również z dokładnym oczyszczeniem skóry. Można używac go również jako maseczki – zostawiając na buzi przez kilkanaście minut.
GRUMS / RAW COFFEE HAND SCRUB
Kosmetyk chyba najbardziej zbędny z całej trójki, a tymczasem… mój ulubiony. Bo to jest tak, że o peelingu twarzy się pamięta. Ramiona nogi, brzuch, dekolt – to też wszystko jest takie logiczne i łatwe w zapamiętaniu, a tymczasem, na ręce poświęcałam do tej pory najmniej czasu, a przynajmniej nie troszczyłam się o ich zewnętrzną stronę. Nie da się ukryć, że to przecież spore niedopatrzenie, szczególnie, gdy się chce wzmocnić działanie innych kosmetyków. Bo na co drogi krem, czy olejek, gdy zalega martwy naskórek. Stało się więc tak, że peeling do dłoni stoi teraz na wannie, tuż obok mydła, abym w końu nie traktowała po macoszemu pielęgnacji dłoni.
Wspomnieć należy, że to taki kosmetyk, którego nie trzeba dodatkowo zmywać. Sam tworzy delikatną i przyjemną piankę, a w tym samym czasie drobinki kawy zajmują się złuszczaniem. Spłukuje się bardzo łatwo i szybko, jedynie przy użyciu jedynie wody. Swoją drogą, to dobry kosmetyk dla Panów, nawet dla tych, co stronią od używania takich wynalazków – zachęci ich zapach, łatwość aplikacji i… efekt, gdy zobaczą, że ich dłonie też potrafią być mięciutkie.
GRUMS / RAW COFFEE BODY SCRUB
Znam kawowe peelingi doskonale! Trzymam je w szklanych słojach, bo… zazwyczaj mają formę sypką. Wersja GRUMS to małe zaskoczenie, przypomina peeling cukrowy, bo to zbita masa, którą łatwo rozprowadzić na skórze. Pachnie – pięknie! Zdziera – fenomenalnie! To jeden z tych peelingów, który zafunduje podczas kąpieli prawdziwe, mocne złuszczanie.
to pojemność 80 ml / cena: 69 zł /
to pojemność 80 ml / cena: 105 zł /
to pojemność 200 ml / cena: 115 zł
Wersja wegańska to peeling do rąk oraz peeling do ciała. Składy? Naturalne i proste (możecie obejrzeć je na stronie. Są tak idealne, że nie ma sensu ich tutaj wklejać, bo do czego się tu przyczepić…).
GRUMS nie posiada w swojej ofercie zbyt wielu produktów – to raptem trzy peelingi, bambusowe szczoteczki, bambusowe etui i… serum, które niebawem ma się pojawić w sprzedaży. I chciałabym powiedzieć, tudzież napisać, że to bardzo dobrze, bo cenię sobie marki, które podchodzą do swojej oferty z rozwagą – liczy się nie ilość, a jakość. Może właśnie dlatego, na ostatnie pare miesięcy praktycznie zrezygnowałam z zakupów związanych z kolorówką – niesamowicie drażni mnie wszechobecne prześciganie się pod tytułem „kto wyda więcej nowości”. Żeby jeszcze szła za tym jakość, innowacja…
Skupiłam się więc na dobraniu idealnej pielęgnacji, a spotkanie z GRUMS uważam za miły i udany eksperyment. Marzy mi się tylko, by więcej marek (głównie mowa o kosmetycznych gigantach) poszło w ślady duńskiej firmy. Aby dostrzegli, że dobry biznes to nie tylko zarobione pieniądze, ale także odpowiednie podejście do klienta i troska o nas wszystkich. I naszą planetę.
To jak? Może tym razem peeling zamiast porannej kawy?
Ojej, to już koniec? Ale miło, że czytasz moje artykuły i wspierasz moje działania. Spodziewaj się kolejnych, równie ciekawych wpisów!