Minimalistyczny design opakowań, ale za to bogactwo składników aktywnych. Oferta zwięzła, przemyślana i pozwalająca na stworzenie doskonałej, codziennej rutyny pielęgnacyjnej. Nie wiem, jak jeszcze mogłabym opisać kosmetyki Lost with Botanicals, ale coś mi się wydaje, że to dobry wstęp. Czas przedstawić cztery, kolejne produkty, które przewinęły się przez moją kosmetyczkę w ostatnich miesiącach. Zaczynamy?
Tego możesz nie wiedzieć o Lost with Botanicals…
Lost with Botanicals to nie jest duży koncern kosmetyków pielęgnacyjnych, który możecie znać z telewizji czy reklam zapychających magazyny kolorowe. Co najwyżej produkty te poleci Wam koleżanka, siostra, mama czy dziewczyna, której wpis na blogu właśnie czytacie. Ja sama usłyszałam o tej polskiej marce dzięki przyjaciółce.
Lost with Botanicals to nie są nowości pojawiające się w każdym miesiącu, które domagają się uwagi i zakupu już, teraz, jak najszybciej.
O nie, to marka produktów, która zachęca do świadomej pielęgnacji, ale namawia również do rozważnej konsumpcji. To, czego możecie jeszcze nie wiedzieć o tych produktach, to fakt, że znalazły się na liście Stowarzyszenia Kosmetyki Bez Okrucieństwa i wedle tamtejszych kryteriów mamy tutaj do czynienia z brakiem jakichkolwiek testów na zwierzętach czy chociażby powiązań z nimi.
To, co jednak jest na pewno, to naturalne składy. Jeżeli chodzi o kosmetyki Lost with Botanicals, na uwagę zasługują nawet opisy produktów umieszczone na stronie. Bycie copywriterem nauczyło mnie, że nie każdy klient dba o to, aby sprzedawane przez niego usługi zostały dobrze opisane. Często liczy się jedynie stworzenie takiego opisu, który będzie poprawny, ale niewiele pomoże osobie, która chce dowiedzieć się o kosmetyku czegoś więcej. Liczy się sprzedaż. Tymczasem każdy z kosmetyków Lost with Botanicals to szczegółowe wyjaśnienie, skąd wybór tych konkretnych składników, jaka jest formuła, sposób stosowania i najlepsze warunki przechowywania. Lost with Botanicals po prostu potrafi zaskakiwać. A jak to jest ich produktami?
Moja pielęgnacja skóry
Na wstępie warto wyjaśnić, jak w ostatnich miesiącach (a może nawet już i od roku?) wygląda moja codzienna rutyna pielęgnacyjna, ponieważ to pomoże zrozumieć, skąd takie wybory co do podstawowej kosmetyczki. Zacznijmy więc od tego, że z racji problemów zdrowotnych, na dbanie o skórę zostawało mi tyle czasu co nic. Ot co, codzienne aplikowanie wieloetapowej pielęgnacji przestało istnieć. Miało to swoje plusy, ponieważ na przestrzeni tego czasu udało mi się poznać bliżej naprawdę dobre produkty kilku marek, o których będę jeszcze opowiadać. Także i w tym wpisie.
Minimalizm ograniczył się do oczyszczania, nawilżania, sporadycznego peelingu i ochrony przed słońcem. Krem na dzień, na noc, serum, peeling, krem pod oczy – wszystko to oczywiście było, ale nie miałam zupełnie głowy do tego, aby zacząć łączyć ze sobą na przykład serum z kremem, czy sięgać po maski przeznaczone do aplikacji na całą noc. Dlatego też dzisiaj będzie o czterech produktach, które pokazałam Wam po raz pierwszy już ponad pół roku temu, więc to idealna chwila, aby podsumować, czy będę chciała do nich wracać.
Lost with Botanicals
Pachnące pomarańczą masełko do ust Luscious
Pozwolę zacząć sobie od niezaprzeczalnego ulubieńca z całej tej czwórki. Sama nie sądziłam, że mogę przekonać się do regularnego stosowania produktu do ust. Jestem raczej tą osobą, która posiada ulubiony peeling i jeden bądź dwa produkty nawilżające do ust, ale to tylko tyle. Używam ich, ale zwykle nie każdego dnia, a do kosmetyczki podróżnej to już w ogóle zapominam je dorzucić. Chyba, że mówimy o masełku Luscious od Lost with Botanicals, które towarzyszyło mi bardzo, bardzo długo.
Po pierwsze – formuła. Tłusta, nieco ciężka, ale dzięki temu działająca niczym otulająca maseczka. Po wieczornej aplikacji, rano wciąż kosmetyk pozostawał delikatnie wyczuwalny na ustach. Po drugie – zapach. Bardzo przyjemny, cytrusowy. Po trzecie – działanie. Przy regularnym stosowaniu można utrzymać usta w bardzo dobrej kondycji. Po czwarte – wydajność.
STOSOWANIE: Nie ma tu żadnej filozofii, ponieważ wystarczy jedynie wklepać niewielką ilość masełka w usta. Kosmetyku można używać o każdej porze dnia i nocy.
PODSUMOWANIE: Nie wiem właściwie, czy to ten zapach, czy efekt nawilżającej maski, ale coś skłoniło mnie tutaj do regularnego dbania o skórę ust. Wiem, że nie każdy pokocha konsystencję masełka, które aplikujemy palcem – ja sama wolę raczej takie formuły od tych w sztyfcie.
Mogę jeszcze nadmienić, że jak też było to pięknie podkreślone w opisie produktu, data na spodzie jest tą minimalną, do której to kosmetyk zachowa swoje pełne właściwości. Spokojnie używałam jednak masełka dłużej, ponieważ nie zmienił się ani jego zapach, ani konsystencja, a działanie pozostało dokładnie takie samo. Dodam jeszcze, że sam pojemniczek warto zostawić i dać mu drugie życie. Na przykład jako opakowania na kosmetyki, które zabieramy w podróż, a których to w takim przypadku nie potrzebujemy w ich oryginalnych pojemnościach. Czy chętnie wrócę do kosmetyku? Tak! To mój drugi, ulubiony kosmetyk z całej gamy LWB, zaraz po olejku do demakijażu.
Masełko do ust | LUSCIOUS | NO 13 / link do produktu / Kosmetyk polski, wegański i nietestowany na zwierzętach
Lost with Botanicals
Naładuj skórę witaminami, czyli booster z retinalem i bakuchiolem Bloom Hero
Zacznijmy od tego, że to nie jest produkt, który śmiało możemy wprowadzić do naszej codziennej pielęgnacji z dnia na dzień, bez większego zwracania uwagi, jak i kiedy jest stosowany. Bloom Hero występuje co prawda w dwóch stężeniach (0,05% i 0,15%), ale wciąż, przy obu tych wariantach należy zachować ostrożność. Ale od początku!
Oto kosmetyk, który może doskonale nawilżyć, rozjaśnić przebarwienia i przywrócić skórze blask, gdy ta z różnych względów go utraciła. Patrząc na skład, jest to przede wszystkim idealna opcja dla skóry, na której występują niedoskonałości, jak i tej dojrzałej. Nie oznacza to jednak, że w innych przypadkach nie zaleca się stosowania retinalu, bakuchiolu, kenzymu Q10, czy witamin C, E, B5. Warto jednak uważać, jeżeli przy stosowaniu podobnych produktów w przeszłości występowały podrażnienia.
Bloom Hero ma tę przewagę, że jak podkreśla to Lost with Botanicals – mamy tutaj naturalny, podwójnie stabilizowany retinal. Formuła została przygotowana w taki sposób, aby booster działał na skórę jak najlepiej, dobrze się wchłaniał, ale jednocześnie minimalizował ryzyko podrażnień.
STOSOWANIE: Booster stosujemy wieczorem. Co jest bardzo, bardzo, ale to bardzo ważne – za dnia nie zapominamy o ochronie przeciwsłonecznej. Mamy tutaj dokładnie taką samą buteleczkę, jaka występuje na przykład w Lemonade Glow Nectar, czyli szklana buteleczka z metalową kuleczką. Dzięki niej formułę możemy rozprowadzić na skórze, wykonując przy tym masaż. Konieczne jest omijanie delikatnych okolic oczu czy ust. Booster jest produktem, który poprzedza aplikację kremu czy serum. Upewnijmy się jednak, że nie zawierają one składników, które mogą wchodzić w reakcję z dodatkami obecnymi już w Bloom Hero.
Może się okazać, że skóra nie jest jeszcze gotowa na ten kosmetyk. Co może pomóc? Wedle rad LWB, warto aplikować booster raz w tygodniu i tak przez najbliższe 2-3 tygodnie. Później zwiększamy częstotliwość częstotliwość, aby w ostatnim momencie aplikować go raz dziennie.
PODSUMOWANIE: Oto produkt, do którego trzeba podejść z dozą ostrożności, ale może jednak okazać się idealnym uzupełnieniem całej naszej pielęgnacji. Zaczynamy oczywiście od niższego stężenia, a to spory plus, że w tej kwestii mamy już wybór. Należy pamiętać, aby nie stosować go razem z produktami zawierającymi kwasy AHA, BHA i kwase askorbinowy (te odstawiamy około 2 tygodnie przed rozpoczęciem kuracji retinalem). Czy wrócę do kosmetyku? Może kiedyś, bo zapewniał ciekawe działanie rozjaśniające, aczkolwiek w najbliższym czasie planuję wprowadzić do codziennej pielęgnacji kilka różnych produktów, które mogą się z nim wykluczać.
Booster z retinalem i bakuchiolem | BLOOM HERO | NO 20 /
link do produktu / Kosmetyk polski, wegański i nietestowany na zwierzętach
Lost with Botanicals
Potrójna witamina C w formie esencji, czyli Flower Juice
Zamiast hydrolatu i toniku, w codziennej pielęgnacji możemy sięgać między innymi po esencje. To produkty, których skład jest mocno odżywczy i bogaty. Dlatego też często musimy zwracać szczególną uwagę na to, jakie kosmetyki nakładamy w kolejnych etapach pielęgnacji, ponieważ niektórych składników po prostu nie wypada łączyć. Tutaj na przykład, w wariancie od Lost with Botanicals mamy potrójną witaminę C.
Regularne stosowanie esencji może sprawić, że skóra będzie mocno nawilżona i odżywiona. Witamina C doskonale radzi sobie z szorstkością skóry czy przebarwieniami. Mamy także kwas hialuronowy, który naprawdę sprawdza się dobrze nie tylko przy cerze dojrzałej. Jest też przeciwstarzeniowa witamina E, o której na zajęciach zawsze mówiono nam w samych superlatywach. Nie muszę chyba dodawać, że to tylko kilka z silnie działających składników aktywnych, jakie obecne są w esencji.
STOSOWANIE: Warto zacząć od tego, że kosmetyk przechowujemy w lodówce, dzięki czemu może on zachować swoje cenne właściwości. Wystarczy wygospodarować sobie odrobinę miejsca na jeden z półek, najlepiej tych, które umieszczone są na drzwiach, dzięki czemu mamy łatwy dostęp do produktu. Sama preferuję aplikację przy użyciu dłoni, ponieważ pozwala to nie marnować produktu. Równie dobrze można też użyć wacika i nasączyć go esencją.
PODSUMOWANIE: Oto lepsza alternatywa dla toników i hydrolatów. Prawdziwa bomba składników odżywczych, którą możemy zaaplikować przed wieczornym nałożeniem serum czy kremu. Kosmetyk należy trzymać w lodówce, ale to jedynie sprawia, że używa się go z większą przyjemnością. Chociaż jednoznacznie trudno mi to stwierdzić, to mam wrażenie, że u mnie występowało głównie działanie rozjaśniajaco, co okazuje się przydatne, gdy pojawiają się przebarwienia po wypryskach. Czy chciałabym wrócić do niego w przyszłości? Tak, tak i jeszcze raz tak. Przede wszystkim efekt zimnej esencji aplikowanej na twarz to zbawienie po długim i ciężkim dniu. Sam produkt nie było zbyt trudno wpasować w wieczorna rutynę. Wybiorę go raczej na okres jesieni.
Esencja z potrójną witaminą C | FLOWER JUICE | NO 18 / link do produktu / Kosmetyk polski, wegański i nietestowany na zwierzętach
Lost with Botanicals
Lemonade Glow Nectar, czyli naturalny rozświetlacz do twarzy i ciała
Można powiedzieć, że to już nie tylko kosmetyk pielęgnujący, ale równie dobrze ten, który może znaleźć się w kosmetyczce z kolorówką. Lemonade Glow Nectar to niezwykle oleisty i pachnący produkt, który z całą pewnością może zastąpić rozświetlacz.
Co w składzie piszczy? Jest to na przykład olej z pestek kiwi, arbuza, jeżyny i winogrona. Skórze nie brakuje witaminy C, E, czy prowitaminy A. Dodajmy do tego owocowe ekstrakty między innymi z guarany, figi, grejpfruta, granatu i zielonej kawy. Musiałam wspomóc się opisem ze strony, bo tego po prostu aż nie da się zapamiętać. Kto tylko radzi sobie z czytaniem składów (niezwykle polecam zgłębić przynajmniej podstawy z tego zakresu), to nie będzie miał wątpliwości, że cały skład jest wręcz wypchany wartościowymi składnikami stosowanymi w pielęgnacji. Skąd więc możliwość przypisania produkty do kolorówki?
Wszystkiemu winna jest oczywiście mika. To znaczy taką winę to szczególnie lubimy i doceniamy. Po rozsmarowaniu olejku otrzymujemy efekt naturalnego glow. W ostatnim czasie pojawiło się nawet specjalne określenie na ten błysk, czyli glass skin. Wiem, że nie każdemu przypadnie on do gustu, ale tutaj warto podkreślić, że można uzyskać go wybiórczo, na przykład poprzez wklepanie Lemonade Glow Nectar jedynie w kości policzkowe, grzbiet nosa czy na łuk kupidyna. Albo nie ograniczać się i wysmarować nim na przykład cały dekolt.
Poświęcę jeszcze jeden akapit na opisanie zapachu, bo to coś, obok czego nie da się przejść obojętnie. Świeży, dosyć intensywny (jak na kosmetyk tego rodzaju) i kojarzący się z niczym innym, jak z wakacjami. No bo słuchajcie, to pachnie dla mnie soczystą mandarynką. Nie taką świąteczną, tylko świeżutką, wakacyjną mandarynką czy też pomarańczą!
STOSOWANIE: Lemonade Glow Nectar można stosować zarówno w przypadku pielęgnacji twarzy, jak i ciała. To olejek, który można określić raczej jako szybkoschnący. Metalowa kuleczka, która została umieszczona w szyjce szklanej buteleczki ułatwia aplikację. Zawsze wstrząsany przed użyciem. Kosmetyku nie trzeba trzymać w lodówce, chociaż latem to rozwiązanie warte rozważenia (sama trzymałam go głównie w szufladzie z kolorówką).
PODSUMOWANIE: Mamy tutaj wegański kosmetyk o bogatym składzie odżywczym, a jednocześnie noszący miano produktu kolorowego. To nic innego jak oleisty rozświetlacz w płynie, a to wszystko za sprawą miki mieniącej się w słońcu złocistymi drobinkami. Połączenie pielęgnacji z makijażem. Moja uwaga jest jednak taka, aby upewnić się, czy nasz podkład (jeżeli go używamy) polubi się z tą konsystencją. Nie z każde duety sprawdzały się u mnie. Mocniej kryjące podkłady niekoniecznie akceptowały taką formułę. Przy lekkim makijażu bądź jedynie aplikacji kremów, Lemonade Glow Nectar zawsze wyglądał doskonale. Czy wróciłabym? Bardzo chętnie! Aczkolwiek ze względu na to, że z makijażem dużo eksperymentuję, to nie jest to produkt, który mogłabym stosować codziennie.
Rozświetlający nektar | LEMONADE | GLOW BIJOU | NO 19 /
link do produktu / Kosmetyk polski, wegański i nietestowany na zwierzętach
Doskonała pielęgnacja twarzy w kilku krokach?
Doskonale rozumiem to, że są osoby, które niekoniecznie lubią posiadać w swojej pielęgnacji cały arsenał produktów. Po pierwsze – nie każdy ma na to czas, a po drugie – nie wszyscy muszą lubić te kilka bądź kilkanaście minut spędzany przed lustrem, naprawdę! Sama mam takie miesiące, w których ograniczam pielęgnację do absolutnej podstawy, po to by później wrócić z przytupem do wieloetapowej rutyny. W takim przypadkach, gdy wolimy minimalizm, zalecane jest jednak, aby przy ograniczeniu liczby produktów, nie ograniczać się do niskiej jakości. Jeżeli więc nie masz skrupułów, aby przeznaczyć pieniądze na zakup kosmetyków o bardzo dobrych składach, to śmiało celuj właśnie w Lost with Botanicals. Nie ma co słodzić, że są to ceny produktów, które dostaniemy na wyprzedażach w znanych drogeriach.
Można jednak zastanowić się, czy zamiast kilku (a niekiedy nawet kilkunastu) różnych kremów do twarzy zakupionych na promocji, nie docenimy raczej stosowanie jednego bądź dwóch preparatów dobrze dobranych do potrzeb cery?
Z powodzeniem wystarczy nam wariant na dzień, na noc i dodatkowy krem z filtrem (szukajmy jednak ochrony dopasowanej indywidualnie, a nie popularnych i promowanych produktów).
Przez ponad 10 lat świadomej pielęgnacji poznałam wiele marek kosmetycznych, a tylko kilka śmiało mogę określić jako tego, które oferują doskonałą pielęgnację twarzy w kilku krokach. Minimalistycznie pod względem liczby stosowanych kosmetyków, ale bogato, jeżeli chodzi o składy i działanie. Opowiadam o nich regularnie na blogu czy Instagramie i nie od dzisiaj w tej czołówce plasuje się także Lost with Botanicals. Oczywiście, najlepszym rozwiązaniem na sprawdzenie, czy to kosmetyki dla Was będzie rozpoczęcie od jednego produktu lub zestawu próbek. Jednak to, do czego zachęcam najbardziej, to sam kontakt z marką Lost with Botanicals, ponieważ możecie śmiało podpytywać o to, od których kosmetyków zacząć swoją przygodę i co powinno wpaść do koszyka w pierwszej kolejności, zwracają uwagę przede wszystkim na potrzeby Waszej skóry.
_______________________________
* Wpis powstał dzięki możliwości przetestowania produktów otrzymanych od Lost with Botanicals kilka miesięcy temu. Marka nie miała jednak wpływu ani na charakter posta, a jedynie zdecydowała się na przysłanie paczki PR, za co bardzo dziękuję!