Jest wegańska. Ekskluzywna. Jej produkty dopracowane są w każdym calu i oficjalnie zostały uznane za Cruelty Free. Dokładnie tyle wiedziałam o marce Illamasqua, zanim miałam okazję wypróbować jej kosmetyków do makijażu. Może nie jestem wizażystką, ale malować się lubię i lubię też (od czasu do czasu) korzystać z produktów, których używają profesjonaliści. Bo dlaczego by nie? Co prawda to nie cena stanowi o tym, czy produkt jest naprawdę dobry, ale jest coś, co często wyróżnia kosmetyki z wyższej półki cenowej – nie są one kwestią przypadku, czy gonitwą za chwilowymi trendami. Każdy kolejny egzemplarz to wiele miesięcy pracy i niezliczone złoża kreatywności, które muszą wykorzystać ich twórcy. Tego też oczekiwałam od Illamasqua. A jak nam się razem pracowało?
Zacznę jednak naszą małą historię od przestawienia Wam dzisiejszego gościa.
Marka Illamasqua wywodzi się z Wielkiej Brytanii, a inspiracją dla powstania firmy stał się niebagatelny, teatralny makijaż z lat 20. XX wieku. Illamasqua to jednak marka młoda, nowoczesna i znana wśród wizażystów. Twórcom tych kosmetyków zależy na najwyżej jakości, a produkty mają służyć przy wykonywaniu artystycznych makijaży. No i udaje się to na piątkę z plusem. Chcecie dowodów? Zobaczcie zjawiskowe, inspirujące prace wizażystów na profilu
@illamasqua na Instagramie. Tylko ostrzegam – ciężko będzie oderwać od nich oczy!
Abyście jednak wiedzieli, co może znaleźć się w pudełku i co właściwie oferuje marka Illamasqua, przygotowałam dla Was ten niedługi wpis. Przetestowałam sześć produktów, z których mogą korzystać zarówno wizażyści, jak i amatorzy. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o kosmetykach, zajrzyjcie w link podany pod każdym z opisów. Przeniesie Was do opisu produktu na stronie LookFantastic. A ja tylko przypomnę, że dostawa do Polski jest… darmowa 🙂
Illamasqua
Lose Powder
Transparentny puder to niejedyna chluba marki. Na oficjalnej stronie znalazł się w bestsellerach. To klasyczny puder matujący, używany do utrwalenia makijażu. Opakowanie zawiera 15 gram produktu (dostępna jest też wersja tańsza o gramaturze 10). Do pojemniczka dołączony został puszek, który idealnie mieści się pod pokrywką, zabezpiecza sitko przed nadmiernym wydostawaniem się pyłku i idealnie sprawdza się jako gadżet do użytku poza domem.
Osobiście polecam jednak nakładanie pudru pędzlem, najlepiej takim o dużej objętości i bardzo puszystym. Puder matuje naprawdę mocno, dlatego przy suchej skórze należy uważać, by nie zagwarantować sobie efektu ciastka. Kosmetyk dobrze spisuje się przy utrwaleniu korektora pod oczami, jak i przy bakingu.
Illamasqua
Glamour Lipstick – Glissade
Powyższe zdjęcie nie miało idealnie oddać koloru pomadki, bo ten pokażę już za chwilę i to na samych usteczkach. Chciałam jednak podkreślić, jak bardzo charakterystyczny i spójny jest design tych produktów. Klasyczna czerń, opływowy kształt – tak, kojarzy się to z luksusem.
Ale i na ustach nie zanika to poczucie wyjątkowości. Może i nie jest to najtrwalszy produkt na świecie, może nie zastyga i powoli znika z usta w czasie dnia, ale pomadkę nosi się bardzo komfortowo. Z takimi intensywnymi kolorami nie zawsze jest tak miło i przyjemnie, jak mogłoby się wydawać. Ale tutaj nie miałam powodów do narzekania. Wykończenie jest lekko satynowe, a produkt nie wysusza ust ( w składzie znalazła się witamina E). W ofercie postawiono na gamę 14 odcieni, czyli jak to mówią – do wyboru, do koloru.
Cena: £20.00 / Więcej o produkcie
Na ustach wygląda bajecznie i chociaż nie jestem fanka różowych pomadek, to jednak po ten egzemplarz sięgnęłam już kilka razy (i raczej nie zamierzam na tym poprzestać). Pigment ma bardzo mocny, dlatego nie trudno uzyskać pełne krycie. Na zdjęciu powyżej nałożyłam szminkę opuszkami, co w rzeczywistości powinno gwarantować efekt ledwie zauważalny – ale jak widać jest zupełnie inaczej. Taka to właśnie piękna pigmentacja!
Illamasqua
Beyond Powder Highlighter – Daze
A teraz czas na produkt, który niepodważalnie został moim numerem jeden. Piękny, błyszczący, wręcz mieniący się kolorami, jedyny w swoim rodzaju… rozświetlacz. Początkowo przestraszyła mnie jego formuła – nabrany na opuszek palca pokazuje w pełni swoją pudrową, suchą formułę. Bałam się, że aplikowany na kości policzkowe będzie podkreślał suche skórki. Ale nic bardziej mylnego. Jeżeli tylko uprzednio nie przesadzimy ze zmatowieniem skóry, to produkt poprzez swoją formułę pięknie utrwali się w miejscu, w którym go nałożymy. A mieni się niesamowicie.
Nie jest to jednak typowy rozświetlacz o jednolitym blasku. W słońcu mieni się trochę na różowo, trochę fioletowo, a trochę zimnymi barwami Wygląda to zjawiskowo, o ile dobierzemy do tego odpowiedni kolor cieni i pomadki.
No i oczywiście możemy go aplikować również na powieki, w kąciki oczu, na usta czy dla podkreślenia obojczyków. Jedno jest pewne – taki błysk zostanie zauważony na milion procent.
Illamasqua
Eye Brow Cake – Stark
Cień do brwi. Niby nic, ale początkowo nie wiedziałam co zrobić z tym gagatkiem. Ładna pigmentacja, brak problemów z aplikacją, idealna formuła, tylko… kolor nie ten. Nijak udało się to ująć na zdjęciu powyżej, ale w świetle dziennym wpada on w bordowe tony. Pewnie i znajdzie się taki człowieczek, dla którego ten kolor będzie idealny. No ale nie dla mnie, nie dla ciemnej blondynki, która lubi wyrazisty brąz w oprawie oka.
Oczywiście nie mogłam sobie darować próby stworzenia idealnie wyryswanej brwi, ale skończyło się to fiaskiem. Ale jak to ja, nie mogłam go tak po prostu skreślić, więc…
Cena: £18.00 / Więcej o produkcie
Używam go w makijażu oczu. Nie inaczej. Całkiem ładnie się blenduje i tworzy doskonałą bazę pod kolorowy pigment. Nie osypuje się i dobrze współpracuje z innymi cieniam (łączyłam go z cieniami Zoeva, Makeup Revolution i Sigma Beauty). Jeżeli jesteście ciekawi efektu, to zajrzyjcie na koniec wpisu – znajdziecie tam zdjęcie makijażu, gdzie użyłam kombinacji cienia do brwi Stark i pigmentu Ore.
Illamasqua
Colouring Pencil – Vow
Niby taka klasyka, a powiedzmy sobie szczerze – jak często sięgamy w codziennym makijażu po beżową kredkę? A to przecież najprostszy, najtańszy i najszybszy sposób, by optycznie powiększyć oczy. Problem z kredkami do oczu bywa jednak taki, że nie wszystkie są na tyle miękkie, by używać je do linii wodnej. Baaa, produkt nie może być też zbyt delikatny, by nie rozpłynął się razem ze łzami.
Kredka w kolorze Vow dokonała czegoś niebywałego.. Muszę zaznaczyć, że bardzo często miewam problem z zakupem beżowej kredki – nie wiem o jaki składnik chodzi, ale im jaśniejsza kredka, tym większe prawdopodobieństwo, że będę mieć na nią uczulenie. Dolna powieka robi się wtedy czerwona a ja sama płaczę niczym kot i ani trochę nie mogę tego kontrolować. Do tej pory sprawdziła się u mnie tylko jedna, hipoalergiczna kredka od Bell… no i ta od Illamasqua. Chwała jej za to.
Czy ma jakąś niebanalną formułę? Ależ skąd. To prosta, beżowa kredka, nieco woskowa, łatwa w temperowaniu i aplikacji. Nie jest to może produkt rewolucyjny, ale jako że sprawdził się przy mojej alergii, to mogę wystawić mu wysoką ocenę. Warto też pochwalić za taki szczegół, jak umieszczenie oznaczenia koloru na końcu kredki – naprawdę niesamowicie ułatwia to przechowywanie i segregację kosmetyków.
Cena: £16.00 / Więcej o produkcie
Illamasqua
Pure Pigment – Ore
Makijażowe sroczki – oto produkt dla Was. Błyszczy się jeszcze bardziej, niż oupisany wyżej rozświetlacz, a brokat sypie się na prawo i lewo! Zaznaczyć należy, że aplikacja tego produktu do najprostszych nie należy – najlepiej posłużyć się opuszkami palców albo jakimś małym, zbitym pędzlem. Niewątpliwie jednak coś się osypie, coś się omsknie, dlatego makijaż oka warto wykonać w pierwszej kolejności, by malutkie drobinki nie ”wgryzły” się w nałożony pod oczami korektor.
Ale to na tyle narzekania, bo jak już pigment nałożymy, to ładnie siedzi w jednym miejscu. Będzie się mienił cały dzień, aż nie sięgniemy po wacik z produktem do demakijażu. Krycie możemy stopniować – od lekkiej mgiełki, po bardzo intensywną taflę. I nie jest istotne, czy nakładamy pigment na sucho (podstawą będzie tylko baza), czy na mokro (tutaj używam produktu od Kiko, który ma być zamiennikiem Duraline).
Cena: £17.50 / Więcej o produkcie
6 produktów, jeden makijaż z Illamasqua
Podjęłam się małego wyzwania. Prosty, wieczorowy makijaż, w którym użyję każdego z sześciu produktów. Oczywiście skład musiałam uzupełnić o własny podkład, cień do brwi, bronzer i tusz do rzęs, jednak pozostałe kosmetyki to tylko i wyłącznie Illamasqua.
Podkład: Hean, Never be Better
Tusz do rzęs: Catrice, Glamour Doll
Bronzer: Bell, Chillout Face Modeller
Korektor: Catrice, Liquid Camouflage 010
I teraz już wiem, że w swoim czasie chętnie dołączę do kolekcji jakiś produkt do konturowania. Najbardziej zachęca mnie stick konturujący ILLAMASQUA CONTOURING GEL SCULPT – SILHOUETTE w kolorze ciemnej czekolady.
Znacie markę Illamasqua? Lubicie boxy, które reprezentują tylko jedną markę?